Podlaski Produkt Lokalny. Sery z Kituryk
Podlaski Produkt Lokalny. Sery z Kituryk / Urszula Arter
Sery z małego gospodarstwa we wsi Kituryki k. Michałowa są znane wielbicielom podlaskiego serowarstwa pod marką „Podlasie na wypasie”. Tę nazwę wymyślił Artur, jeden z dwóch synów pani Kariny. On został jednak w mieście. Z kolei drugi syn Konrad – miejskie dziecko wychowane w Białymstoku – rozkochał się we wsi i rolnictwie, i wspólnie z mamą prowadzi gospodarstwo.
– Ja jestem uparta, ale on też strasznie uparł się, że zostanie rolnikiem i tu będzie gospodarzył. Od 15 rż. zbierał na ciągnik. I uzbierał – mówi pani Karina. – I teraz pracuje tu, na tych kilku hektarach. Razem opiekujemy się zwierzętami i razem robimy sery z mleka naszych jerseyek. A Konrad prowadzi też ich sprzedaż. Furorę na ryneczku robi – śmieje się pani Karina.
Świeże mleko od krowy
W ofercie „Podlasie na wypasie” są sery podpuszczkowe, twarogi, jogurty, maślanka, masło i mleko. Wszystko z mleka krów jersey.
- O mleko ludzie pytają najczęściej – stwierdza Konrad. – Byłem na początku zdziwiony, że po prostu o mleko pytają. Ale ono przecież, w odróżnieniu od mleka innych krów, jest łatwiej przyswajane przez osoby uczulone na zwykłe mleko.
Głównym klientem „Podlasie na wypasie” są kupujący indywidualni. To znajomi, znajomi znajomych, klienci z bazarku przy ul. Gajowej, gdzie Konrad czasem przyjeżdża i odwiedzający giełdę przy ul. Andersa. Tam sery z Kituryk można kupić na producenckim stole na końcu starej hali, w sklepie „Que sera sera” w centrum Białegostoku i warzywniaku „Biebrzańskiej spiżarni” [o nich piszemy TU – dop. red.] na białostockim Antoniuku oraz w sieci delikatesów "Jaglanka".
– Ludzie też kontaktują się z nami telefonicznie i przez facebook. Mamy możliwość wysyłki paczką – wyjaśnia Konrad. – Jeszcze wszystkiego się uczymy, ale jesteśmy otwarci na współpracę – zachęca do kontaktu.
Perły z Kituryk
W gospodarstwie w Kiturykach zwierząt jest pełno. Np. kozy, które uwielbiają zjadać pracowicie użyźnione grządki pani Kariny. – Tu jest straszna ziemia, sam żwir. Pracowałam nad nią, budowałam, użyźniałam bez grama chemii. I teraz coś tu już rośnie, ale te wciąż próbują to zjeść – opowiada pani Karina i nagle wybiega do ogrodu. Przez okno dostrzegła, że kilka jej kóz znowu wlazło między grzędy.
Są też konie. Fryzyjskie – smoliście czarne i dumne, prawdziwe „czarne perły”. Rasa znana już z czasów cesarstwa rzymskiego.
– To gospodarstwo należało do mojego dziadka, potem do wujka. Zawsze tu były konie – opowiada pani Karina. – I kiedy wujek odszedł, a był dla mnie wzorem człowieka i gospodarza, wiele lat tu nie przyjeżdżałam. Aż w którąś rocznicę jego śmierci, stojąc przy rozwalającym się już domu, stwierdziłam, że muszę to wszystko zachować. A Kituryki bez koni? Niemożliwe!
Dlaczego akurat fryzyjskie? Pani Karina wzrusza ramionami. – Czasem tak się zdarza i już. Widocznie po coś. Podobnie było z krowami – wspomina.
Dom dla jerseyek
A było tak: opublikowane ogłoszenie na fb o sprzedaży jerseyki. Ale tylko w dobre warunki, z łąką i bez uwięzi. Pani Karina błyskawicznie wysłała kilka zdjęć ze swojego gospodarstwa. Choć jerseyek nawet nigdy na żywo nie widziała. Odpowiedź była szybka. Krowy – bo się okazało, że dwie, a nie jedna – muszą się znaleźć w Kiturykach.
– I wtedy do mnie dotarło, że ja nie jestem przygotowana. Muszę jeszcze zrobić wiele rzeczy, żeby one miały tu komfort – wspomina pan Karina. Właścicielka zwierząt była jednak tak przekonana o swoim wyborze ich nowego domu, że je przytrzymała u siebie. A pani Karina wkrótce pojechała po swoje krowy – pod Wrocław.
– I jak już przyjechały, to się zaczęło. Doić nie umiałam. Ręce miałam za słabe. Trwało to godzinami. Ale moja Burcia była cierpliwa, stała spokojnie, a ja doiłam i gadałam – opowiada. – Potem przyjechał znajomy, doświadczony gospodarz i stwierdził, że wszystko robię źle. Zasiadł przy Burcie, zaczął i poleciało! Wiadra, stołek. Ogon i kopyta też poszły w ruch – śmieje się pani Karina. – Teraz doimy już szybciej, ale i tak po swojemu.
Dziś oprócz jerseyek są też inne krowy. Każda ma swoje imię, m.in.: Baba i Kropka. A Konrad planuje dalszą rozbudowę stada.
– Oprócz jerseyek, pozostałe to krowy białogrzbiete. Chciałbym, by w bliskiej przyszłości z ich mleka też powstawały sery i inne produkty – zdradza plany. A pani Karina dodaje: - Może kiedyś też wejdą produkty kozie. W końcu pierwsze kozy mamy od podlaskiej serowarki Basi Łapińskiej. To zobowiązuje!
tekst i fot.: Urszula Arter, Podlaskie Centrum Produktu Lokalnego
Mleko jerseyowe – mleko od rasy jersey znacznie wyróżnia się swoim składem od innych ras. Na uwagę zasługuje przede wszystkim duża zawartość tłuszczu – średnio powyżej 6 % oraz białka – przekracza 4%. Pozyskane mleko jest kremowo żółte, poza tym w swoim składzie zawiera dużo karotenu, o 20% więcej wapnia (niż mleko innych ras), znacznie więcej witamin z grup A i B oraz soli mineralnych. Należy podkreślić znaczenie mleka jerseyów w przetwórstwie – z takiej samej ilości mleka tej rasy możemy uzyskać o 23% więcej sera cheddar, o 20 % więcej sera szwajcarskiego oraz o 20 % więcej mozzarelli niż z mleka innych ras.
Źródło: Kaczmarek A. (red.) ‘Hodowla bydła’ 2005 w cenyrolnicze.pl
Gospodarstwo rolne „Podlasie na wypasie”
Kituryki 18, 16-050 Michałowo
Tel. 514 335 829
e-mail: podlasienawypasie001@gmail.com;