Podlaski Produkt Lokalny. Wiórkowa Chata w Mielniku
Podlaski Produkt Lokalny. Wiórkowa Chata w Mielniku
Wiórkowa Chata z Mielnika to drewniany zespół domów w centrum miasteczka. Najbezpieczniej położony, bo tu przy posterunku policji. Kolorowy i przyciągający wzrok wymalowanymi na drzwiach i framugach kwiatami, garnkami na płocie.
- Dom tuż od ulicy to nasz dom, goście mają do dyspozycji dwa inne położone w głębi posesji, ale zdarza się, że przez te moje malunki ludzie wchodzą prosto z ulicy do kuchni i chcą kupić chleb, czy zamówić śniadanie, jak w restauracji. A ja właśnie w szlafroku, kapciach i ręczniku na głowie – opowiada i śmieje się pani Ola.
A pani Ola śmieje się często i ta pogoda ducha uwidacznia się w każdym kątku Wiórkowej Chaty: w drewnianej podłodze pomalowanej przez gospodynie w liście i kwiaty, makramach i pająkach autorstwa właścicielki, starych sprzętach wiejskich przywożonych przez męża z różnych miejsc z regionu, lalkach-motankach, których „motania” pani Ola uczy swoich gości i seniorów z gminy Mielnik, pachnącej szarlotce na stole.
A jeszcze kilka lat temu wraz z mężem – pracowali w dużym mieście, robili karierę. O przyjeździe do Mielnika zdecydowali w dwa tygodnie.
Mielnik – spełnieniem marzeń
Z Mielnikiem związany rodzinnie jest mąż pani Aleksandry. Jednak oboje przez wiele lat mieszkali na Warmii, pracowali w Olsztynie.
- Mąż jest technologiem żywności, nawet ma doktorat z nauk rolniczych a tematem jego pracy były sery, choć w zawodzie nigdy nie pracował. Ja z kolei skończyłam architekturę, ale przez lata pracowałam w dużej firmie odzieżowej, tzw. „sieciówce”. Byłam menadżerem, prowadziłam wiele sklepów, lubiłam swoją pracę – podkreśla.
Jednak któregoś dnia mąż poinformował ją, że się wyprowadzają do Mielnika. Nie miała zbyt wiele czasu na decyzję.
- Mąż od kilku lat pracował ze swoim ojcem, przenosili i stawiali na nowo stare, drewniane domy. Chciał być bliżej swojej rodziny, swoich stron. Nawet już wymyślił, co ja tam będę robić – opowiada pani Aleksandra. – Oczywiście, była to agroturystyka, z którą nie miałam wcześniej nic do czynienia!
Ale pani Ola miała za to marzenia. Z lat nastoletnich, kiedy to z rodzinnego Dęblina, tak często jak mogła, jeździła na rozmaite szkolenia i warsztaty do muzeum etnograficznego. Uczyła się tam haftować, malować, pleść i marzyła: o życiu na wsi, w drewnianym domu, gdzie będzie się zajmować rękodziełem. W spokoju i bez miejskiego pędu.
- No to mój mąż postanowił to marzenie spełnić – śmieje się. – Nie mogłam odmówić.
Gość i przyjaciel
Wszystkie budynki na posesji państwa Tobotów to oryginalne domostwa przeniesione z różnych stron Podlasia. Wyremontowane i wykończone własnoręcznie z zachowaniem jak największej liczby oryginalnych elementów: 100-letnich parapetów, drzwi, klamek czy okiennic.
- Ma być wiejsko, sielsko, ale z dozą nowoczesności, by gościom było wygodnie – wyjaśnia Pani Ola oprowadzając po swoim królestwie. W tytułowej Wiórkowej chacie jest 10 miejsc w czterech pokojach, każdy z łazienką. Może się tu zmieścić, np. grupa znajomych. W mniejszym domku najlepiej będzie dwóm, do czterech osób.
Jest też taras, zewnętrzne jacuzzi, podwórze z olbrzymim drzewem, pod którym goście lubią przesiadywać.
- Teoretycznie nasz sezon zaczyna się od majówki a kończy w październiku, ale mamy wielu stałych gości, którzy przyjeżdżają do nas w różnych porach roku. Bo jesteśmy obiektem całorocznym – tłumaczy pani Ola. – Większość naszych klientów, to już nasi znajomi a wręcz przyjaciele, jak pierwsi nasi goście, którzy w 2011 r. przyjechali na naszą pierwszą majówkę.
Był to pan Sławek z małżonką i dwoma kotami. Kilka dni po zamieszczeniu przez panią Olę ogłoszenia, zobaczył je w sieci. Zadzwonił, umówił termin, przyjechał i tak przyjeżdża od lat.
- Zostali naszymi przyjaciółmi a niedługo będą się sami tu budować, już kupili działkę – zdradza pani Ola.
Korowaj – wyzwaniem i nauką
Goście Wiórkowej Chaty mogą liczyć nie tylko na pobyt w autorskich wnętrzach – ozdobionych dziełami pani Oli - ale także na śniadania i obiady spod ręki gospodyni.
- Gotuję tradycyjnie, po polsku, często na podstawie przepisów mojej 95-letniej babci Heleny – mówi pani Ola. – Korzystam z produktów z okolicy: z Klimczyc mam soki [są w naszej bazie TU – dop. red.], mąkę od braci Górskich z Repek, mleko od zaprzyjaźnionego gospodarza. Sama piekę chleb, bułki, ciasta, robimy też wędliny, wszelkie kiszonki, powidła i sery na potrzeby naszych gości.
Ale nie tylko, bo pani Ola również swoich gości uczy: gotowania, pieczenia, wykonywania makram, pająków czy lalek-motanek.
- Można u mnie zamówić warsztaty. Rękodzielnicze: od tkackich przez makramy, do haftowania, ale też kulinarne. Gotujemy w mojej kuchni, a potem co przygotujemy, to zjemy - śmieje się pani Aleksandra. - Goście czasem zamawiają już z góry, czego chcą się nauczyć np. kartaczy czy korowaja, a czasem decydują dopiero po przyjeździe.
Z mielnickim korowajem [zarejestrowanym na Liście Produktów Tradycyjnych Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi – dop. red.] pani Aleksandra ma doświadczenia już z ziemi mielnickiej.
- Kiedy tu zamieszkałam, teściowa mi zaproponowała, żebym wystartowała w konkursie na korowaja ogłoszonym przez mielnickie centrum kultury – opowiada. – Wiedziała, że piekę, ale korowaja – nigdy! Zorganizowała mi więc sąsiadkę, starszą panią, która mi pokazała cały ten proces. I się zaczęło.
Pani Ola piekła korowaja przez kilka dni, idealny wyszedł dopiero za siódmym razem.
- Najbardziej zadowolony był nasz wujek, który uwielbia zakalce. Przez kilka dni miał prawdziwą ucztę - śmieje się właścicielka Wiórkowej Chaty.
W konkursie pani Ola zajęła 4 miejsce – na 18 osób! Od tej pory korowaj jej niestraszny, także konkurs, bo nawet zasiadała w jego jury.
- Korowaja robię już tak często, że zakalec się nie przytrafia. Uczę go przygotowywać zarówno moich gości, ale też seniorki z różnych świetlic w regionie, gdzie prowadzę rozmaite warsztaty – wyjaśnia pani Ola.
Kalendarz – pełen przyjaciół
Do Wiórkowej Chaty najczęściej przyjeżdżają osoby spragnione ciszy, bliskości z naturą, wędrówek, ale też wspólnego ogniska, prawdziwego jedzenia i twórczej atmosfery panującej w domu państwa Tobotów.
- Mamy tu prawdziwe królestwo atrakcji: na Zamkową Górę blisko, nad Bug ze 200 metrów, jest las, są ścieżki rowerowe, ale też sam uroczy Mielnik – zachęca pani Ola. – Staramy się naszym gościom nie przeszkadzać, ale jakoś tak się zdarza, że często z nimi spędzamy wieczory, przy pogawędkach, opowieściach, wspólnym gotowaniu. Nasi goście to doceniają, bo nasz kalendarz jest zapisany prawie samymi stałymi klientami.
Kwatera Agroturystyczna „Wiórkowa Chata” Aleksandra Tobota
- T. Kościuszki 8, 17-307 Mielnik
e-mail: wiorkowa.chata/at/wp.pl
Tel.: 508 322 850
Strona internetowa: www.wiórkowachata.pl
Strona w bazie: https://produkty.podlaskie.eu/wiorkowachata
Wybrane nagrody:
- 2021 r. - "Innowacje w agroturystyce - konkurs na najlepsze gospodarstwo agroturystyczne" – konkurs wojewódzki PODR – II miejsce w kat. do 5 pokoi
Mat dodatkowe:
https://www.radio.bialystok.pl/podrozepokulturze/index/id/196358
Najnowsze relacje
- . Rolnictwo i Środowisko Spotkanie dotyczące konkursu na inwestycje wodno-ściekowe
- . Rolnictwo i Środowisko Kuchnia regionalna - jesień na talerzu - rozstrzygniecie oferty złożonej z pominięciem otwartego konkursu ofert
- . Rolnictwo i Środowisko Znamy zwycięzców Olimpiady Aktywności Wiejskiej
- . Rolnictwo i Środowisko Tatarskie przysmaki – oferta złożona z pominięciem otwartego konkursu ofert